"Zaginione wrota" - Orson Scott Card


Lubię małych, niedocenionych chłopców, którym dokuczają inni – zdolniejsi, ładniejsi i bardziej kochani. Lubię też książki o magii, która gdzieś jest, ale niedostępna dla zwykłych śmiertelników, tylko dla starych rodów. A może teraz trochę nadinterpretuję? A może to tylko sentyment? Bo dlaczego mam wrażenie, że spotkałam nowego Harry’ego Pottera, który jednak nie jest tak ślamazarnie dobry? A może dlatego, że tutaj jest moja mitologia, mój Loki. Może jednak przejdę do konkretów. A może nie?

Nie bez powodu wspomniałam Pottera. Danny mi go przypominał – chłopiec o niezwykłych zdolnościach, których nikt nie widzi, a może widzieć nie chce. Ludzie, którzy chcą go zabić i wykorzystać. A poza tym jest także samotny wśród rodziny, która mu dokucza, bo myśli, że jest drakką (czyli tutejszym mugolem). I, tak samo jak w Potterze, okazuje się, że istnieje szansa na lepszą przyszłość. Bo w każdym chłopcu drzemią przecież potężne moce, prawda? Mam szczerą nadzieję, że w dziewczynkach także (wciąż czekam na list z Hogwartu!).

Trzeba przyznać „Zaginionym wrotom”, że są zdecydowanie mniej banalne w swojej moralności niż Harry. Tutaj nie jest jasno określone, kto jest zły, a kto dobry. Momentami zaskakują, ale nie ten efekt jest najlepszy. Tutaj pojawia się coś, co szczerze uwielbiam – połączenie mitologii ze sobą, pokazanie bogów i świata śmiertelników. Orson Scott Card bawi się trochę wierzeniami i tworzy własny fantastyczny świat. Niestety w tym tomie (tak, będzie ich więcej!) nie jest on jeszcze dokładnie zarysowany, raczej poznajemy tu funkcjonowanie magii w wydaniu Carda.

Ta książka z jednej strony mnie zachwyca, z drugiej zaś czuję niedosyt. Ostatnio lubię książki, które są grube i dni [akcji] mi w nich nie znikają. Lubię wszystko kompletne – od jednego punktu do drugiego. A tu nagle minęły trzy lata, których tak mi brak… bo uświadomiło mi to, że czas leci za szybko, książka leci za szybko, aż nadejdzie jej koniec. Jednak biorę pod uwagę, że to książka przede wszystkim dla młodszej młodzieży, która może ją odebrać jako trochę ambitniejszą niż inne lektury z gatunku fantastyki – choćby tylko z powodu kwestii moralności, która może się odrobinę kłócić ze wzorem zakorzenionym w naszej kulturze. A już w szczególności powiązanie jej z rodziną. Nie będę jednak o tym rozprawiać.

Cała seria zapowiada się niezwykle interesująco i nie mogę się doczekać kolejnych tomów. I z całą pewnością będą ją polecać dzieciom. Może Harry Potter jest trochę przestarzały jako książka, ale Danny North przynosi nowe możliwości i wartości. I bardzo mnie cieszy, że nie jest całkiem jednoznaczny. Zdecydowanie polecam.

Komentarze

  1. Czytałam tego autora "Grę Endera", to była dobra książka :) Może bym sobie poczytała te "Zagionione wrota"?

    OdpowiedzUsuń
  2. Po tej recenzji bardzo chętnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Słyszałam pozytywne opinie o książce, którą recenzujesz i muszę przyznać, że Twoje słowa przybliżyły mi trochę jej obraz. Z jednej strony jestem nią zainteresowana (pewnie jako większość bibliofilów, którzy słyszą o jakimś tytule a potem mają natychmiast ochotę go przeczytać), ale z drugiej, czy to rzeczywiście będzie dobre wypełnienie czasu wolnego? Nie będzie się żałowało kilku godzin spędzonych nad tą lekturą dla osoby, która ma ochotę na coś skłaniającego do refleksji?
    Zapraszam do mnie: zaczynam właśnie prowadzić bloga z własnymi recenzjami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako wypełnienie czasu wolnego ta książka jest naprawdę dobra. Jeśli jednak chcesz coś skłaniającego do refleksji, proponowałabym wybrać inną. Ta skłania, ale to raczej na poziomie podstawówki i gimnazjum, coś bardziej dla dzieci, które pracują jeszcze nad wytworzeniem własnych norm moralnych i biorą życie za pewnik.

      Usuń
  4. MHM. Mam ją właśnie na półce, zaczęłam czytać i ciekawa jestem, czy będę się, po jej skończeniu z Tobą zgadzać :D Też uwielbiam niedocenionych chłopców, którzy wplątują się w ciągłe tarapaty i ratują innych z opresji :D

    Pozdrawiam serdecznie, miłej niedzieli! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja myślałam, że Harry'ego ratowano z opresji, bo on sam raczej sobie nie radził :D.
      Nawzajem! ^^.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3